Zmiany w mieszkaniu

3 minute read

image-center

Lesiu wprowadził się do nas, kiedy byliśmy w trakcie wykańczania mieszkania. Poziom zaawansowania prac był taki, że życie codzienne stanowiło dla nas pewne wyzwanie 😉 Mieliśmy już zakończone prace “brudne”, ale brakowało nam mebli (i funduszy na nie). Wobec tego ławeczka do ćwiczeń służyła za stolik kawowy, a krzesło ogrodowe z Ikei za kwietnik. Przy ścianach porozstawiane były kartony (“szafy”). W mieszkaniu co rusz coś się zmieniało, coś dostawialiśmy, coś przestawialiśmy… I takie zmienne środowisko zaproponowaliśmy niewidomemu kotu. Oczywiście teraz, podsumowując tamten okres, myślę, że było to co najmniej nieodpowiedzialne i dziwię się, jak z takim bystrym umysłem udało mi się skończyć studia. Cóż… fakt. Przyznaję, nie przemyślałam tego. Można powiedzieć, że głowy na karku nie miałam, bo straciłam ją dla Lesia ❤.

A jak Lesiu się w tym wszystkim odnalazł? Zaskakująco dobrze. Oczywiście, nieraz zeskoczył z kanapy prosto na coś nowego, czego ostatnio tam nie było. Ale to, jak szybko i sprawnie aktualizował sobie w głowie rozkład mebli zrobiło na mnie piorunujące wrażenie. Zwykle, jeśli raz coś stanęło mu na drodze, to już drugi raz na tę rzecz nie wpadał. A i my bardzo szybko nauczyliśmy się nie zastawiać na niego pułapek. Teraz jesteśmy już tak wyrobieni, że nawet kapci nie zostawiamy na Lesiowych scieżkach.

Szczególnie uważnie przyglądaliśmy się jego zachowaniu na balkonie. Mieszkamy wysoko, ale nie od razu zdecydowaliśmy się na montaż kociej siatki. Kiedy wprowadziliśmy się do naszego mieszkania, opiekowaliśmy się dwiema starszymi kotkami. I po prostu nie wierzyliśmy, że te kocie babcie są w stanie fizycznie przeskoczyć balustradę. Teraz zmądrzałam i siatkę zainstalowałabym od razu. Nawet jeśli kotki mają marne szanse na wyskok, to przynajmniej żaden ptak nie wyskubałby mi roślinek… W każdym razie Lesiu badał balkon bardzo rozsądnie. Szklana balustrada, owszem, interesowała go, ale nie próbował jej przeskoczyć. Za to sprawdzał łapkami jak wysoko sięga wydłużając się przy tym do granic fizycznych możliwości. Teraz Leo mieszka z nami już dwa lata i balustrada kompletnie go nie interesuje. Uwielbia jednak przy niej leżeć, bo z prześwitów po bokach dociera do niego wiatr, który rozkosznie muska pyszczek i zapachami opowiada historie z zewnątrz 😊

Rozkład rzczy w mieszkaniu z czasem trochę się ustabilizował i można powiedzieć, że były to dla Lesia czasy dobrobytu. Jednak równowaga znów została zachwiana, kiedy w domu pojawiło się dziecko, a wraz z nim – pokaźna kolekcja zabawek. Skarby naszej pociechy są wszędzie i jest ich milion (Leo nie może się nadziwić, przecież on ma tylko jedną skrzynkę zabawek i co to w ogóle ma znaczyć?!). Zabawki opanowały wszystkie jego trasy, a porządkowanie ich to po prostu syzyfowa praca. Staramy się jakoś organizować je w wyspy, żeby jednak po mieszkaniu dało się chodzić (Lesiu jak Lesiu, ale my też się o nie potykamy!). I tu muszę przyznać, że Leo po raz kolejny zaskakuje swoimi zdolnościami adaptacyjnymi. Swobodnie porusza się po naszych umownych strefach wolnych od zabawek, a ostrożniej stąpa po zabawkowm polu minowym (więcej o ostrożnym stąpaniu tu). Pytanie, po co w ogóle wchodzi na strefy zabawkone? Otóż, po pierwsze, większość zabawek nadaje się do turlania. Po drugie, czasem na podłodze trafi się jakaś książka, a wiadomo, że na książkach dobrze się śpi (ale tylko tych otwartych i aktualnie czytanych). No i jeszcze jest taki bonus, że niektóre z zabawek grają, więc DJ Lesiu może realizować się artystycznie – i tu najchętniej w nocy, kiedy bejbi w końcu zaśnie. Przypadeg?

Podsumowując: zrobiliśmy wszystko źle. A kot i tak świetnie sobie poradził i wcale nie wyglądał przy tym na wymęczonego i chronicznie zestresowanego. I ja absolutnie nie namawiam do ignorowania opinii kocich behawiorystów, którzy pouczają, że niewidomy kot musi mieć stabilizację w swoim środowisku, żeby nic mu nie przestawiać, a jak już trzeba, to najlepiej centymetr po centymetrze, żeby miał szansę przyzwyczaić się do zaminy. Ja przekonuję tylko, że pomimo tak dynamicznych warunków, Lesiu szybko się adaptował. I pragę wysnuć wniosek, że prawie każdy kot będzie szczęśliwszy nawet w takim zmiennym otoczeniu, niż w schroniskowej klatce. Ważne, żeby dużo miziać za uszkiem i wszystko będzie dobrze ❤.